Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jaszek z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 11351.14 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.39 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jaszek.bikestats.pl
Widget Pogodowy
ScreenSaver Forecast by yr.no
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:309.29 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:37
Średnia prędkość:17.56 km/h
Maksymalna prędkość:66.30 km/h
Suma kalorii:11418 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:51.55 km i 2h 56m
Więcej statystyk

Zabłyśnij na drodze czyli Świetlana Masa Krytyczna

Piątek, 30 listopada 2012 | Komentarze 9

Przebyte 13.30 km, w czasie 00:57 h, średnio 14.00 km/h, maksymalnie 31.50 km/h, przy temp. 2.0 ºC

Szczecin - Szczecin

         Pogoda poprawiła się na tyle, że nie miałem problemu z wybraniem się na Masę. Deszcz padający od paru dni postanowił nękać ludzi w innej części globu i wrogiem dzisiaj była tylko temperatura dążąca do zera. Zabrałem z pracy zgromadzone przez miesiąc nakrętki i udałem się na Plac Lotników. Na miejscu znajomi rowerzyści złożyli mi kondolencje w związku ze zmiana HR max na 175 i po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w obstawie Policji w miasto. Rowerzyści wzięli sobie do serca przesłanie dzisiejszej Masy i nie zauważyłem nikogo bez oświetlenia, czego nie mogę powiedzieć o rowerzystach mijanych w drodze na miejsce zbiórki. Kilka lekko poruszonych fotek poniżej.













Udział wzięli:

Kategoria Masa Krytyczna


Na zupe dyniową skrótem przez magalityczne grobowce koło Wollschow

Sobota, 24 listopada 2012 | Komentarze 9

Przebyte 84.70 km, w czasie 04:46 h, średnio 17.77 km/h, maksymalnie 46.10 km/h, przy temp. 5.0 ºC

Szczecin - Przylep - Stobno - Stobno Małe - Bobolin - Schwennenz - Lebehn - Krackow - Battinsthal - Wollin - Bagemühl - Wollschow - Menkin - Löcknitz - Plöwen - Blankensee - Łęgi - Płochocin - Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Pilchowo - Głębokie - Szczecin

         Dzisiaj nie musiałem się zastanawiać w jakim kierunku pojechać. Dostałem informację, że spotykamy się o 10:00 przy Jeziorku Słonecznym i gdzieś jedziemy. Do połowy wycieczki nawet nie wiedziałem dokąd. Powoli wszystko zaczęło się rozjaśniać. Pierwszy cel wycieczki to megalityczne grobowce koło Wollschow, a kolejny to zupa dyniowa w Gospodzie "Zjawa" w Sławoszewie. Była jakaś dyskusja o procentowej wielkości Monterowych skrótów, ale nie bardzo mi one przeszkadzają, a wręcz je lubię, wiec nie zabierałem głosu.



Po przybyciu na miejsce zbiórki zastałem taki fajny, typowo polski obrazek, jeden pracuje - a reszta się przygląda ;-))) No dobra, Małgosia coś tam pomaga



Po regulacji rowerów ruszyliśmy w fajnym tempie 20km/h w kierunku granicy



Towarzystwo chyba nie zjadło śniadanka w domu, bo co rusz stawaliśmy na popasik, raz w miejscach do tego przeznaczonych



A raz w nagłym ataku głodu na środku drogi rowerowej



Kolejny w Krackow, pod Muzeum Motoryzacji, zdjęcia u Misiacza ;-)



I tak a przemian jadąc i jedząc, jedząc i jadąc podążaliśmy nieśpiesznie do pierwszego celu



W drodze do Bagemühl postanowiłem uwiecznić materiał na dzisiejszą zupkę



No dobra, czas na przerwę, bo dawno nic nie jedliśmy. Przy okazji omówimy ile % skrótów mamy już na sobą ;-)



Jak się już wie, że cel wycieczki to Gräberfeld, to trzeba przyznać, że oznakowanie jest w doskonałym stanie





No i dotarliśmy



Czyżby Pawła coś przestraszyło?



Po zrobieniu zdjęć grobowców







Postanowiliśmy pobrać trochę energii oddziałującej w tym miejscu. Jak widać można to robić na co najmniej trzy sposoby ;-)



Przez te grobowce miałem po powrocie trochę roboty z nadrobieniem zaległości w wiedzy na ten temat. No bo co to tak na prawdę oznacza megalityczny grobowiec? Poprosiłem więc wujka G oraz Wikipedię o pomoc.

No to zaczynamy:

Megalit (wielki kamień z gr. μέγας «megas» - wielki, λίθος «lithos» - kamień) – duży, nieobrobiony lub częściowo obrobiony kamień stanowiący samodzielną budowlę lub element większej budowli z takich kamieni (wykonanej bez użycia zaprawy), o charakterze kultowym, grobowym lub (prawdopodobnie) związanymi z obserwacjami astronomicznymi, wzniesiony w czasach prehistorycznych. Za Wikipedią

I dalej w Wikipedii: Budowle Megalityczne (Menhiry, dolmeny i kromlechy)

Wujek Google mówi o tym konkretnym miejscu po niemiecku: Großsteingrab "Wollschow 3", Wollschow bei Prenzlau

I pokazuje, ile jeszcze mamy tego do odwiedzenia w okolicy Megalithgräber und Menhire in Brandenburg

Przepełnieni energią pognaliśmy w kierunku Löcknitz, gdzie okazało się, że Krzysiek posiadł zdolność rozumienia języka Goethego



No a wiadomo, że po takim kilku kilometrowym odcinku trzeba zrobić przerwę na posiłek ;-)



W Plöwen okazało się, że pomysłodawca wypadu na zupę dyniową do Sławoszewa nabył drogą kupna w Löcknitz zupę cebulową w proszku, i postanowił ją czym prędzej przetestować razem z małżonką.



Rad nie rad ruszyliśmy w czwórkę do celu. Jedyny plus, że teraz mogliśmy zapomnieć o limicie % skrótów i korzystać z nich do woli. Najpierw z Plöwen do Jeziora Obersee, a później z Łęg do Płochocina. I jak zmierzyłem na mapie, były to prawdziwe "skróty" a nie tylko jazda po błocie. Pierwszy 4.8 km zamiast 5.8, a drugi 3.6 km zamiast 6 km. A co najistotniejsze, nie znał mój nauczyciel, Mistrz skrótów: Krzysiek Monter ;-)



No i koniec wieńczy dzieło, jest upragniona zupa dyniowa. Na początek zostaliśmy poczęstowani bardzo smacznym smalcem własnej produkcji do którego został podany wyśmienity chleb, też produkcji własnej. Po 10 minutach oczekiwania na zamówione zupki podszedł do nas zakłopotany z lekka obsługujący nas Pan. Ocho, to nie wróży nic dobrego! Na szczęście okazało się, że Pan spytał nas, czy jesteśmy w stanie poczekać jeszcze 15 minut, bo przeliczyli się z ilością zupki i na tyle porcji nie wystarczy, ale są w stanie szybciutko dorobić brakująca porcję. Przekupieni dodatkową porcją chlebka do smalcu nie protestowaliśmy.



Na koniec podeszła do nas miła Pani, zapytać jak nam smakowała zupka. Odpowiedzieliśmy szczerze, że była przepyszna. A na moje pytanie jak można tak szybko przygotować dodatkową porcje pokazała nam produkt, z którego ten smakołyk powstał. Mniam. Jak ktoś nabrał ochoty za dyniową, to niech się pośpieszy do Sławoszewa, bo na stan z soboty zostały jeszcze 4 dynie do wykorzystania. Niestety przepisu Pani zdradzić nie chciała.



Na zakończenie wycieczki musiałem jeszcze odwiedzić sklep z piwami, bo Benasek w swojej ostatniej opowieści narobił mi smaku na Piwo Grodziskie.



Co prawda nie oryginalne, ale zawsze ;-)



To był wyjątkowo edukacyjny wypad!


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka


Niedzielny spontan: Leśno, Most Meyera i Wodozbiór

Niedziela, 18 listopada 2012 | Komentarze 8

Przebyte 33.40 km, w czasie 02:05 h, średnio 16.03 km/h, maksymalnie 40.60 km/h, przy temp. 4.0 ºC

Szczecin - Głębokie - Pilchowo - Leśno - Leśno Górne - Most Wilhelma Meyer'a - Dąb Bogusława - Podbórz - Wodozbiór - Warszewo - Szczecin

         W sobotę umówiliśmy na na wspólną wycieczkę w nieokreślonym kierunku. Pogoda za oknem w niedzielny poranek nie zachęcała jednak do wyjazdu. Do porządku przywołał mnie sms'em Krzysiek. Dzień bez roweru to dzień stracony! Po drobnych korektach miejsca i czasu zbiórki spotkaliśmy się o 11:30 na Głębokim. Kierunek wycieczki podrzucił Misiacz - Leśno. Odbywało się tam spotkanie klubów turystycznych - szczegóły w relacji Misiacza.



Czekając na Pawła przyjrzeliśmy się z bliska infomatowi. Niestety nie wykazywał funkcji życiowych. W sieci znalazłem tylko informację, że będzie to infomat z mapą turystyczną Szczecińskiego Obszaru Metropolitalnego.



Na nowej bramie natknęliśmy się na tajemniczego kota z tęczowym wydechem. Ktokolwiek jest w posiadaniu informacji na ten temat proszony jest o podzielenie się nimi.



Do Leśna dotarliśmy leśną drogą z Pilchowa. Spotkanie klubów turystycznych w okolic odbywało się na polanie Wojskowego Koła Łowieckiego "Słonka". Zastanawialiśmy się co oznacza "W" w nazwie koła łowieckiego, ale nikt nie wpadł na to, że jest ono Wojskowe.



Ludziska się wesoło bawili,



Misiacz piekł kiełbaski,



A ja podziwiałem dzieło rąk szczecińskiego konstruktora



Po zaspokojeniu głodu Paweł zajął się pozyskiwaniem materiału na bloga



Z Leśna Beata z Pawłem pojechali do Szczecina, a ja z Januszem, Krzyśkiem i Markiem postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda Most Meyera po renowacji. Najkrótsza trasa wiodła przez wysypisko śmieci w Sierakowie. Nie wiem kto i kiedy wpadł na pomysł umieszczenia wysypiska w środku Puszczy Wkrzańskiej, ale udało mu się skutecznie zeszpecić to miejsce.



Leśnymi błotnymi ścieżkami, prowadzeni przez Montera



Dotarliśmy do Mostu Wilchelma Meyera (niem. Wilhelm Meyer Brücke) W rzeczywistości most to wał ziemi nad strumykiem Leśna. Nazwę "Most Wilhelma Meyera" miejsce to otrzymało 9 października 1927 roku. Ówczesne bractwa rowerowe uczciły w ten sposób głównego architekta Szczecina, twórcę Wałów Chrobrego, Cmentarza Centralnego i wielu budynków użyteczności publicznej oraz założyciela pierwszego w Szczecinie zrzeszenia, którego celem było tworzenie i naprawa ścieżek rowerowych.





Na wysokości pętli autobusu nr 87 (Podburzańska / Miodowa) pojechaliśmy Trasą Widokową "Do Wodozbioru". Trasa jest doskonale oznakowana. Od pętli do wieży widokowej jest około 1,7 km.





Z wieży można podziwiać okolicę. Niestety dzisiaj przejrzystość powietrza była nie za wielka.



W najbardziej podmokłym miescu trasy znalazła się trzydziestometrowa kładka



Powrót do domu nowymi DDR'ami, wzdłuż Księcia Warcisława, Przyjaciół Żołnierza, Wszystkich Świętych i Arkońskiej, w sumie 3 km drogi. I bardzo fajnie. Jest tylko jeden element, który nie przypadł nam do gustu: każde skrzyżowanie piesi i rowerzyści muszą pokonywać w dwóch cyklach.



Pomimo podwyższonej wilgotności powietrza bardzo fajnie spędzona niedziela w fajnym towarzystwie i w nowych miejscach.

PS. Podczas robienia wpisu BS umarł i ponad godzinne pisanie odpłynęło w otchłań.


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka


Szlak Rowerowy Wzgórze Gruszka - Trochę szybciej i bez skrótów

Środa, 14 listopada 2012 | Komentarze 10

Przebyte 42.74 km, w czasie 01:58 h, średnio 21.73 km/h, maksymalnie 66.30 km/h, przy temp. 7.0 ºC

Hoczew - Łączki - Huzele - Wzgórze Gruszka 583 m n.p.m. - Tarnawa Górna - Łukowe - Średnie Wielkie - Kalnica - Kiełczawa - Mchawa - Nowosiółki - Hoczew

         Szukając inspiracji na wycieczkę w Bieszczadach trafiłem na stronę www.bieszczady-online.pl. Ponieważ rezyduje w Hoczwi (tak się odmienia Hoczew) podpasowała mi trasa nr 5A - Szlak Rowerowy "Wzgórze Gruszka". Tak jak podaje opis wycieczki na wspomnianej stronie najtrudniejszym elementem jest stromy czterokilometrowy podjazd z Huzeli na Wzgórze Gruszka. Widać to doskonale na przekroju pionowym na mapce poniżej.



Most na Sanie w Lesku





Zaczynam wspinaczkę na Gruszkę



I po chwili muszę zrobić przerwę na zmianę odzienia. Ponieważ miało być dzisiaj zdecydowanie chłodniej założyłem cieplejsza kurtkę. Ale to co sprawdza się na naszych nizinach tutaj nie zdaje egzaminu. Tak na marginesie, słonce jest bardzo nisko i ciężko się robi zdjęcia bez własnego cienia.



I kolejny raz oszukuje, że chcę zrobić zdjęcie. Tak naprawdę szukam powodu do odpoczynku i złapania tchu.



Wydawało mi się, ze dojeżdżam do szczytu wzniesienia i nagle za zakrętem pojawił się taki znak. Nie wróżył on nic dobrego. Został jeszcze najbardziej stromy kawałek podjazdu.



Docieram w końcu na szczyt



I widoki na masyw Chryszczatej oraz zachodnie krańce Bieszczadów wynagradzają wylany pot, za chwilę pomknę z zawrotną prędkością w dół. Pewnie dało by się szybciej, ale strach nie pozwala i trzymam ręce na hamulcach.









Ponieważ widoki są w kierunku południowo-zachodmim, to zdjęcia robię pod słońce.



Docieram do mostu w Tarnawie Górnej, dalej droga biegnie doliną Kalniczki, cały czas się wznosząc, ale jazda nie sprawia większych problemów.



Łukowe, dawna cerkiew greckokatolicka św. Dymitra z 1828, Obecnie użytkowana jako kościół parafialny pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski.



Korzystając z nisko operującego słońca robię sobie Autoportret z Kochanką ;-)



To chyba kiedyś był punkt skupu mleka



Z Kalnicy rozpoczyna się stromy i kręty dwukilometrowy podjazd, to ten drugi pik na przekroju pionowym trasy.



I znowu nagroda za trud na podjeździe - piękne widoki. Do Mchawy już cały czas z górki. Osiągam Vmax 66,3 km/h





Mchawa



Robię fotkę niczym nie wyróżniającej się Kapliczki



I potoku Mchawka



I dopiero po zapoznaniu się z tablicą informacyjną postanawiam przyjrzeć się Kapliczce bliżej, szczegółowy opis na portalu www.twojebieszczady.pl







Do mety pomykam z górki i z wiatrem, robię tylko przerwę na uwiecznienie "progów skalnych na Hoczewce" oznaczonych na mapie jako pomnik przyrody.





Po zakończeniu wycieczki mocno się zdziwiłem analizując licznik. Wyszła niezła średnia. Nie spodziewałem się tego mając na uwadze podjazdy z prędkością 6 km/h ale widać zjazdy 60 km/h podniosły wartość.

Szczerze mówiąc miałem ochotę zrobić skrócik z Średnie Wielkie do Cisowca, ale jak zobaczyłem błotnisty początek szlaku i odniosłem to do poprzedniej wycieczki Szlakiem Dwunastu Strumieni to dałem sobie spokój, bo nie nie miałem ochoty znowu jechać na myjnie.

Wszystkie zdjęcia w wycieczki

A na deser ciekawostka z Muzeum Podkarpackiego w Krośnie, gdzie byłem w ubiegłym tygodniu



Napis na tabliczce:

Latarnie komunikacyjne:
1. parowozowe
2. rowerowe - naftowe (Polska, Niemcy) koniec XIX w.; karbidowa (Niemcy) I poł. XX w.
3. sygnalizacyjne


Udział wzięli:

Kategoria Bieszczady, Wycieczka


Skrótem nad Solinę - Szlak Dwunastu Strumieni

Niedziela, 11 listopada 2012 | Komentarze 5

Przebyte 45.00 km, w czasie 02:56 h, średnio 15.34 km/h, maksymalnie 48.80 km/h, przy temp. 10.0 ºC

Hoczew - Bachlawa - Średnia Wieś - Berezka - Myczków - Kaliszcze - Rapiska - Szlak Dwunastu Strumieni - Zabrodzie - Solina - Jawor - Bóbrka - Myczkowce - Podkamionka - Uherce Tunel - Lesko - Huzele - Łączki - Hoczew

         Po wczorajszej 90 kilometrowej wycieczce postanowiłem dzisiaj zrobić jakiś mniejszy dystans. Wybór padł na Solinę. Pogoda jak na tę porę roku wręcz idealna, słoneczko i temperatura dobijająca do 10 stopni. Żeby nie poruszać się tylko asfaltami przestudiowałem dokładnie mapę i znalazłem czerwony szlak rowerowy z Myczkowa do Soliny biegnący równolegle z drogą DW895. W Myczkowie przy kościele zapoznałem sie z tablicą prezentującą gminne szlaki turystyczne. Tutaj czerwony szlak rowerowy z mapy oznaczony był jako pieszy i nosił nazwę: Szlak Dwunastu Strumieni. Gdzieś z tyłu głowy zabrzęczał dzwonek ostrzegawczy, ale jako wychowanek Mistrza Skrótów Montera powiedziałem sobie: a co mi tam, jadę ;-)



W Średniej Wsi znajduje się najstarszy drewniany kościół w Bieszczadach p.w. Wniebowzięcia Matki Bożej, zbudowany w II połowie XVI wieku jako kaplica dworska Balów. Co ciekawe wieżę, która doskonale komponuje się z sylwetką kościoła, dobudowano dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku.



Widok do tyłu na Średnią Wieś



W Myczkowie Szlak Dwunastu Strumieni zaczyna się całkiem ładnym asfaltowym dywanikiem







Przy ostatniej posesji asfalt zamienia się w znośną gruntówkę



I nagle przekonuje się na własne oczy skąd szlak wziął swoją nazwę ;-)



Droga robi się coraz węższa i bardziej błotnista



I nagle znika! Całe szczęście, że szlak jest doskonale oznakowany i po chwili odnajduję w gęstwinie gałęzi trop



Po pokonaniu zjazdu do wąwozu, stracie opaski odblaskowej (chyba tutaj, bo odkryłem to znacznie później), nadzianiu się na krzaczory...



...rozpoczynam bliższe spotkania ze strumieniem



i jeszcze jeden



i jeszcze raz



Przestaje liczyć i skupiam się na przekraczaniu wody w miarę bezpieczne i sucho, raz przejeżdżając a raz przechodząc po kamieniach















Nagle na drodze pojawiła się znajoma zapora, miałem nadzieję, że będzie lepsza nawierzchnia, ale dopiero po dojechaniu do Zabrodzia pokazał się asfalcik





W Solinie natrafiłem na taki obiekt, i nie bardzo wiem, do czego on służy. W dalszej drodze było tego jeszcze kilka sztuk w rożnych miejscach. Misiacz, wiesz coś na ten temat?



W świąteczną niedzielę 11 Listopada wszystkie kramiki w Solinie czekają na klientów



Mnie przyciągnął zapachem serwowany na ciepło górski owczy ser, podawany z żurawiną. Ciekawy artykuł na temat serów na portalu twojebieszczady.pl



Robię popasik na zaporze rozkoszując się smakiem sera, strzelam kilka fotek i lecę dalej, bo o godzinie szesnastej robi się już ciemno













Pozostałości po bunkrach Linii Mołotowa w Bóbrce



Jadąc wzdłuż Jeziora Myczkowskiego







docieram do zapory w Myczkowcach







Na mojej drodze pojawia się całkiem znośnej jakości bruk



Na górze wzniesienia znajduje się platforma widokowa, z której można podziwiać wspaniałą panoramę Sanu



Cały czas jadąc brukiem docieram do skrótu w kierunku Leska. Jest to znakowany szlak międzynarodowy R-63 omijający Uherce Mineralne i kawałek drogi DW895 (Mała Pętla Bieszczadzka)







Czyżby Bobry?







Po dotarciu do Leska poszukałem myjni, żeby zafundować mojemu Kellysowi kąpiel po spotkaniu ze Szlakiem Dwunastu Strumieni. Ja sam nie wyglądałem dużo lepiej, na szczęście założyłem ochraniacze na buty, dzięki czemu obuwie było w miarę suche, a ochraniacze bardzo łatwo wyprać i szybko wysuszyć.



Coraz bardziej podoba mi się w Bieszczadach, chyba trzeba będzie zrealizować odkładany od dawna plan wypadu w te rejony na wakacje.

Wszystkie zdjęcia z wycieczki


Udział wzięli:

Kategoria Bieszczady, Wycieczka


Bieszczadzkie Sine Wiry - Moje pierwsze góry rowerowo

Sobota, 10 listopada 2012 | Komentarze 17

Przebyte 90.15 km, w czasie 04:55 h, średnio 18.34 km/h, maksymalnie 66.30 km/h, przy temp. 8.0 ºC

Hoczew - Nowosiółki - Mchawa - Baligród - Bystre - Łubne - Jabłonki - Habłowce - Cisna - Dołżyca - Przysłup - Kalnica - Sine Wiry - Polanki - Terka - Bukowiec - Wołkowyja - Polańczyk - Myczków - Berezka - Średnia Wieś - Bachlawa - Hoczew

Obowiązki służbowe sprawiły, że znalazłem się na drugim końcu Polski, w Bieszczadach. Ponieważ powrót do Szczecina na weekend, gdy trzeba być na miejscu pracy w poniedziałek rano nie bardzo ma sens, postanowiłem zabrać z sobą rower i pokręcić trochę korbą po górach. Szukając hotelu doszedł mi jeszcze jeden parametr do sprawdzenia - możliwość przechowania roweru. Ponieważ w tym tygodniu operuje w okolicy Sanoka i Leska wybór padł na Hotel Salamandra w miejscowości Hoczew. Po wycieczce okazało się, że ważny jest jeszcze jeden parametr: możliwość umycia roweru. Niestety takiej możliwości nie było i musiałem użyć butelki z wodą. I żeby nie było ;-) nie mam obsesji na punkcie estetyki roweru, ale po przebyciu kilku skrótów po błocie rower słabo nadawał się do jazdy.

Planując wycieczkę kupiłem mapę Bieszczadów, poczytałem trochę przewodniki i chciałem znaleźć jakieś lokalne forum RS, niestety bezskutecznie. Tak tak, wiem: Najczęstsze kłamstwo w Internecie? - Szukałem, ale nie znalazłem. Nie wiem o co chodzi, ale podczas 90 kilometrowej wycieczki spotkałem tylko dwóch kolarzy, których bardzo serdecznie mnie pozdrowili, czyżby spotkania na trasie były tutaj takie rzadkie?

Coś mi się pokrzaczkowało przy planowaniu trasy. Albo ja się pomyliłem, albo googlowa mapa mnie oszukała. Miało być 66 km i jedno duże przewyższenie przed Cisną. Wyszło 90 km i cała masa podjazdów. Sam nie wiem jak dałem radę, czasem na podjazdach miałem 5 km/h. Za to z górki mam nowy rekord Vmax = 66 km/h. Całkowicie inaczej się tutaj jeździ. Uroczyście oświadczam, że nie będę już marudził przy podjeździe z Będargowa do Warnika ;-)



Baza wypadowa - Hotel Salamandra



Piękne widoki zaczynają się zaraz po ruszeniu



W Baligrodzie zamiast Kościoła robię fotki czołgu





Co chwilę jadę wzdłuż lub przecinam rzeczki i strumienie



Mimo, że w Szczecinie nie ma już od dawna ulicy Świerczewskiego, to w Jabłonkach pomnik stoi nieruszony, tak jak go pamiętam z pierwszych wypadów w Bieszczady sprzed prawie 30 lat. Na tablicy jest za to wzmianka o kontrowersyjności postaci Generała.



Domki w widokiem na pomnik



No i się zaczęło. Podobne znaki zobaczę dzisiaj jeszcze wiele razy



Pnąc się mozolnie do góry doszły mnie z lasu powyżej jakieś dźwięki. Na początku myślałem, że to spadające gałęzie. Ale coś za dużo tych odgłosów. Okazało się, że to stado jeleni. Niestety brak szybkiego aparatu z zoomem i refleksu nie pozwoliły zrobić fajnych zdjęć. Ale co widziałem to moje ;-)



Stado szybko przebiegło w poprzek drogi jakieś 30 metrów przede mną i tylko jeden jelonek przydzwonił kopytami w barierę energochłonna przy drodze, moment i nie było śladu po stadzie. Dla osób ze słabszym wzrokiem: jelonek jest po prawej stronie tablicy



A to od dzisiaj mój ulubiony znak



Z tego co pamiętam, 25 lat temu chodziliśmy na piwo do Cisnej, i była tylko jedna knajpa. Dzisiaj jest ich mnóstwo, choć o tej porze roku wiele jest zamkniętych.



Góry robią się coraz wyższe i widoczki coraz piękniejsze









Jedna rzecz się nie zmieniła w Bieszczadach. Ciągłe wycina się tu dużo drzew.







W Komańczy odbiłem w lewo w kierunku Rezerwatu Siwe Wiry. Ponieważ oznakowanie było słabe, zagadnąłem tubylca. Powiedział, żebym tylko nie skręcał na mostki. I dobrze, że zapytałem, bo dwa razy lepsza droga skręcała w prawo na mostki, a oznakowania nie było.



Za to fajnie oznakowane i opisane były wioski, po których nie ma już śladu















Nagle stało się coś niesamowitego. Nie wiem czy sprawił to widok gór, czy szum Wetlinki wzdłuż której podążałem, czy może zapach ścinanych przez pilarzy drzew, ale poziom endorfiny podniósł mi się tak niesamowicie, że zacząłem krzyczeć ze szczęścia. Dawno nie czułem takiej euforii.



Na szczęście mam kask ;-). Co prawda był znak, że droga jest w budowie i zakaz wjazdu, ale za bardzo się nie przejąłem. A co? Miałem zawrócić?















Łatwo nie było. Błoto i kamienie wielkości jabłek. Maszyny i robotnicy. Ale widoki wszystko zrekompensowały. Dotarłem do asfaltu. Teraz tylko walka z podjazdami.















Myślałem, że jak dotrę do Jeziora Solińskiego, to zrobi się płasko. Myliłem się.



W Wołkowyi byłem parę razy w latach osiemdziesiątych. Nic nie poznałem. W sklepie uzupełniłem zapas wody, wsypałem magiczny proszek, zdobiłem fotkę uwalonego roweru i ruszyłem w drogę. Oczywiście pod górkę.





Czy ten Kościółek był taki wyjątkowy żeby stanąć i zrobić zdjęcie? Nie, po prostu szukam pretekstu, aby przestać pedałować pod górkę i zrobić chociaż chwilkę przerwy.



Widok na Jezioro Solińskie. Jeszcze tylko parę kilometrów i będę w domu, tzn. w hotelu.



Niby kilometrów nie dużo a jednak wycieczka była wyczerpująca. Trochę się odzwyczaiłem od samotnych wypadów. U nas w Szczecinie to niespotykane ;-) Ale jestem zadowolony. Super wypad.

Wszystkie zdjęcia w wycieczki


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka, Bieszczady