Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jaszek z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 11351.14 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.39 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jaszek.bikestats.pl
Widget Pogodowy
ScreenSaver Forecast by yr.no
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:295.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:15
Średnia prędkość:18.15 km/h
Maksymalna prędkość:45.20 km/h
Suma kalorii:7856 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:73.75 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Jesienne przełaje z Grambow do Grzepnicy

Niedziela, 21 października 2012 | Komentarze 4

Przebyte 59.50 km, w czasie 03:30 h, średnio 17.00 km/h, maksymalnie 36.50 km/h, przy temp. 17.0 ºC

Szczecin - Przylep - Stobno - Bobolin - Schwennenz - Grambow - Ramin - Schmagerow - Plöwen - Blankensee - Łęgi - Płochocin - Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Głębokie - Szczecin

Nadrabiam wpisy. Ten sprzed miesiąca. Taki jesienny spontaniczny wypadzik zorganizowany na szybko z Anią, Markiem i Kamilem. Na początek kierunek Grambow, zobaczyć, czy knajpka w środku wioski w dalszym ciągu funkcjonuje, a potem zobaczymy co dalej. Słoneczko przygrzewało na początku wycieczki, w okolicach granicy pojawiła się lekka mgiełka, ale chwilę później siedzieliśmy i wygrzewaliśmy się w jesiennych promieniach w Grambow.



Na starcie świeciło słoneczko, a na drzewach było jeszcze mnóstwo liści.



W okolicy Bobolina lekka mgiełka próbowała nam przysłonić piękne jesienne widoki, na szczęście mało skutecznie.











Na nasze szczęście Gaststätte "Zum Dorfteich" czyli Restauracja "Nad Wiejskim Stawem" była czynna



I mogliśmy rozkoszować się małym jasnym na świeżym powietrzu,



A Ania spróbowała swoich sił w sztuce kelnerskiej, donosząc nam Wursta z frytkami ;-)



Niestety dzień coraz krótszy, i za bardzo nie można sobie pozwolić na długie popasy. Do Ramin dojechaliśmy Landowym asfalcikiem.





Już parę razy byłem w tym miejscu i widziałem ten drogowskaz, ale dopiero teraz dostrzegłem napis Урал-центр



Za Schmagerow, w miejscu gdzie często pasą się owieczki, a kiedyś stał żółty rower, skręciliśmy w lewo, żeby skrótami przez pola dostać się do Plöwen.











Do asfaltu dojechaliśmy w miejscu, gdzie skręca się do Plöwen jadąc z Löcknitz. Nas przywitały piękne słoneczniki, natomiast nasz krajan miał pecha, akurat w tym miejscu przyczaiła się niemiecka Polizei z radarem.



W kierunku Blankensee udaliśmy się na przełaj przez las. W pewnym momencie miałem wrażenie, że teleportowałem się do Szwecji, jakoś wygląd tego domu musiał to sprawić.









Po przekroczeniu granicy pojechaliśmy w lewo do nowej ścieżki rowerowej



Żeby za chwilę, znowu skręcając w lewo, opuścić ją i udać się na przełaj polami w kierunku Grzepnicy, mijając stadniny koni



Po popasie w Uroczysku w Bartoszewie, doskonale znaną i obfotografowaną trasą czerwonym szlakiem przez las udaliśmy się w stronę Głębokiego.



Na koniec jeszcze tylko policzyłem ile liści spadło podczas naszej wycieczki, i udałem się do domciu ;-)



Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka


Na fiszbułę do Altwarp

Sobota, 20 października 2012 | Komentarze 7

Przebyte 126.00 km, w czasie 06:16 h, średnio 20.11 km/h, maksymalnie 44.60 km/h, przy temp. 18.0 ºC

Szczecin - Bezrzecze - Wołczkowo - Buk - Stolec - Dobieszczyn - Hintersee - Ludwigshof - Rieth - Warsin - Altwarp - Altwarp Siedlung - Warsin - Rieth - Ludwigshof - Hintersee - Glashütte - Grünhof - Pampow - Blankensee - Buk - Dobra - Wołczkowo - Bezrzecze - Szczecin

W czwartek Misiacz zadał pytanie, czy mam jakieś plany na sobotę. Ponieważ nie bardzo pasowała mi wycieczka pociągiem, a takie były propozycje na RS na nadchodzącą sobotę, to z chęcią przyjąłem propozycję wspólnego wyjazdu na fiszbułę do Altwarp. Jako wielbiciel śledzika, fiszbuły nigdy nie odmawiam, a ta w Altwarp bardzo mi odpowiada. Po namowie Paweł wrzucił informację o wycieczce na RS i na wycieczkę pojechaliśmy w większym składzie. Ponieważ odcinek drogi z Tanowa do Dobieszczyna nie jest lubiany przeze mnie i jeszcze kilku znanych mi rowerzystów, trasa została wytyczona tak, żeby ten kawałek ominąć mniejszym lub większym łukiem. Paweł swoją relację wrzucił już dawno, ja mam z tym coraz większe problemy, bo zaległości się nawarstwiają, a jak się nie zrobi tego na bieżąco, to potem pamięć zawodzi. Dorzucę więc trochę zdjęć z mojej perspektywy.



Na drzewach jeszcze mnóstwo liści, gdy piszę relację po dwóch tygodniach jest już łyso



Zbiórka na jeziorku połowy składu wycieczki, ponieważ zdjęć grupowych stąd jest mnóstwo, to dzisiaj tylko flora



W drodze do Dobrej, gdzie czekała na nas reszta ekipy, poprowadziłem grupę jak to ujął Paweł chaszczami i skrótami, czego skutkiem był szlif Misiacza na asfalcie. Niestety podniósł się z niego tak szybko, że nie zdążyłem zrobić reporterskiego zdjęcia. Szybko sprawdził, czy nic się nie stało (z rowerem oczywiście) i ruszyliśmy. Dopiero w Dobrej opatrzył rany (roweru) bo ucierpiała owijka na kierownicy.



W drodze do Stolca starałem się podziwiać piękno jesieni, żeby nie rozpraszać się dziurami w asfalcie



W Stolcu Paweł postanowił jednak sprawdzić, czy w wypadku oprócz roweru nie ucierpiał on sam, i w ruch poszła apteczka



Po obfoceniu łódek i uzupełnieniu kalorii nad brzegiem Jeziora Stolsko ruszyliśmy w kierunku Hintersee











Ten moment wycieczki znam tylko z opowieści i relacji Siwobrodego, a odszedłem dosłownie na momencik ;-)



Niemcy to jednak dziwny kraj. Nie dość, że można napić się piwa i legalnie jechać rowerem, to jeszcze można spotkać psa za kierownicą. Fakt, ze nie jechał zbyt szybko, ale i tak się zdziwiłem...



Po dotarciu do Rieth moją uwagę przykuła zabytkowa pompa, niestety mój nie zabytkowy aparat fotograficzny napędzany Symbianem postanowił się zrestartować. co spowodowało utratę śladu trasy i wystawiło na próbę cierpliwość reszty grupy czekającej niecierpliwie na start w kierunku Altwarp



Po ustaleniu kierunku



Wreszcie osiągamy cel podróży, fiszbuła jak zwykle w tym miejscu wyśmienita





Czas na jakieś grupowe zdjęcia



Wpadł mi do głowy pomysł całkiem nowy, i jest to tylko jedno zdjęcie



A tak wygląda to od drugiej strony ;-)



W drodze powrotnej zaliczyliśmy popas w Imbisie przed Rieth, gdzie Izotonik z Kurczakiem nadal można nabyć za jedyne 1€



Bronik z kielnią w dłoni, od razu widać, że budowlanka mu nie obca ;-)





Jak się okazało, Baśka gumowym zwierzakom też nie odpuszcza. Zwierzak to zwierzak, trzeba go pomolestować



Jedni używają rower do turystyki, inni bardziej praktycznie



Popasów nam nie brakowało



Tu zatrzymałem się na chwilę, już nie pamiętam w jakim celu, i za chwile wszyscy stali, popas murowany ;-)



Dalej juz było za ciemno na fotki. Dobranoc.


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka


Po izotoniki do Löcknitz

Sobota, 13 października 2012 | Komentarze 9

Przebyte 63.30 km, w czasie 03:49 h, średnio 16.59 km/h, maksymalnie 45.20 km/h, przy temp. 12.0 ºC

Szczecin - Przylep - Stobno - Bobolin - Schwennenz - Grambow - Ramin - Löcknitz - Plowen - Linken - Schwennenz - Bobolin - Stobno - Przylep - Szczecin

Dostałem "cynk" o wypadzie po izotoniki do Löcknitz. Jako, że lodówka była pusta postanowiłem skorzystać z okazji zakupów u naszych zachodnich sąsiadów. Zbiórka o słusznej porze w moim ulubionym miejscu, przy Jeziorku Słonecznym. Po zejściu do garażu okazało się, że mam kichę w przednim kole. Dzięki temu, że małżonka miała na sobotę inne plany niż wycieczka rowerowa, dokonałem naprawy poprzez wymianę na koło z jej roweru i nie byłem zmuszony tracić czasu na naprawę dętki. Wycieczkę doskonale przedstawił już Misiacz w swojej relacji Do Loecknitz w 9 do 10 osób po "izotoniki" ;), więc dodam tylko parę zdjęć.



Na miejscu zbiórki pojawiło się sporo wielbicieli izotoników



Do celu udaliśmy się przez przejście Bobolin - Schwennenz, i dalej dobrze znanymi szlakami











Być może niektórzy nie będą w stanie w to uwierzyć, ale Niemcy rozwiązali znany u nas od wojny problem skupu butelek. Czy to szklane czy plastikowe opakowania wrzuca się do maszyny, i po chwili z kwitkiem można udać się do kasy. Na zdjęciu Krzysiek [Monter] uważnie studiuje instrukcję obsługi urządzenia, żeby nie uszkodzić maszyny, która być może za 30-40 lat służyć będzie naszym dzieciom i wnukom u nas w kraju ;-)



Zadanie na sobotę wykonane. Izotoniki zakupione. Radość na samą myśl o degustacji



Do tej pory myślałem, ze Misiacze są napędzane miodzikiem. Okazuje się, że nie. Wielką frajdę sprawia im żółty ser z duża zawartoscią sera żółtego w składzie. (Nie do nabycia na terenie PL)



Po popasie nad Jeziorkiem w Löcknitz, gdzie miejsce wyglądało jak na nadmorskich wydmach ruszyliśmy w drogę powrotna przez Plowen



Paweł już pisał o osach...



...więc ja dam zbliżenie...



i o alei brzozowej pisał...



a jak zdjęcia robił, to my czekaliśmy na ławeczce w Bismark, i Ernir miał szansę przymierzyć się do Ani szosóweczki



Bardzo fajny wypadzik, pogoda była idealna, a ponieważ za chwilę pozostaną tylko puste opakowania po izotonikach, to wycieczkę trzeba będzie powtórzyć, i tak w kółko Macieju ;-)


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka


Nocny wypad do Zalesia

Sobota, 6 października 2012 | Komentarze 4

Przebyte 46.20 km, w czasie 02:40 h, średnio 17.33 km/h, maksymalnie 35.70 km/h, przy temp. 6.0 ºC

Szczecin - Głębokie - Pilchowo - Tanowo - Zalesie - Tanowo - Pilchowo - Głębokie - Szczecin

Podczas wypadu do Tczewa na Maraton Żuławy Wkoło Małgosia wspomniała coś o chęci nocnego wypadu na ognisko w okolicach Szczecina. Nie wiem w jaki sposób sygnał ten odebrał Tomek, ale na forum RS pojawił się wpis o nocnej wycieczce na Świdwie. Miejsce docelowe krystalizowało się w ciągu tygodnia i w końcu stanęło na leśniczówce w Zalesiu. I był to strzał w dziesiątkę. Tunia wykorzystując urok osobisty sprawiła, że przyjechaliśmy na gotowe. Było miejsce na ognisko, drewno, ławeczki, kijki do kiełbasek i nawet oświetlenie wkoło, ze o zadaszonym suchym miejscu nie wspomnę...

Ja do końca nie wiedziałem czy pojedziemy, bo termin kolidował lekko z uroczystościami rodzinnymi. No ale o 19:45 zapadła decyzja: jedziemy. Po drodze jeszcze tylko zakupy podwawelskiej na ognisko i jazda na Głębokie. Mimo kilkuminutowego spóźnienia zastaliśmy jeszcze całą grupę na miejscu zbiórki.



Zbiórka na Głębokim. Coraz bardziej się przekonuje, że do nocnych zdjęć komórka słabo się nadaje.



Pomimo tego, że zabrałem rozpałkę do grilla, Janusz zabronił mi się zbliżać do ogniska, i postanowił rozpalić je w sposób tradycyjny ;-)



Po chwili ognisko pięknie plunęło



Jeszcze tylko odczytamy sms "Witamy w Niemczech, numer do ambasady itd" i mozna będzie smażyć kiełbaski



Robert przygotował się solidnie do wypadu. Strój chroniący rowerowe ubranko przed spaleniem i własnej produkcji pyszne Pesto



Czas zaspokoić żołądek







A po uczcie dla ciała, czas na ucztę dla ducha. Gitara i śpiewniki poszły w ruch





Ufoludki? Nie, to tylko odblaskowe czapeczki Marzeny i Roberta





A tu zagadka, kto jest mocno głodny i smaży kiełbaski?



Kajacek przebił wszystkich. Nie wiem, co tam gotował, ale przy ognisku było wesoło ;-)



Miejsce do odpoczynku w razie "jakby co"



Nagle zza krzaków wyskoczył upiór







Tuni chyba nie spodobał się mój żarcik o graniu na gitarze



Ale zaraz się wytłumaczyłem, i uśmiech wrócił ;-))



I tak w miłej atmosferze czas szybko minął, czas było wracać. W domciu byliśmy koło trzeciej w nocy. Jazda pustą drogą z gwiazdami na niebie to coś, czego warto spróbować. Polecam każdemu.



Relacje pozostałych uczestników: Tuni, Małgosi, Michała, i Mirka


Udział wzięli:

Kategoria Wycieczka