Info
Ten blog rowerowy prowadzi Jaszek z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 11351.14 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.39 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Czerwiec11 - 62
- 2013, Maj13 - 113
- 2013, Kwiecień8 - 75
- 2013, Marzec6 - 87
- 2013, Luty5 - 47
- 2013, Styczeń1 - 2
- 2012, Grudzień4 - 30
- 2012, Listopad6 - 58
- 2012, Październik4 - 24
- 2012, Wrzesień5 - 30
- 2012, Sierpień8 - 56
- 2012, Lipiec8 - 48
- 2012, Czerwiec6 - 47
- 2012, Maj9 - 55
- 2012, Kwiecień9 - 31
- 2012, Marzec9 - 42
- 2012, Luty5 - 19
- 2012, Styczeń5 - 18
- 2011, Listopad7 - 8
- 2011, Październik10 - 9
- 2011, Wrzesień6 - 6
- 2011, Sierpień10 - 2
- 2011, Lipiec6 - 3
- 2011, Czerwiec7 - 3
- 2011, Maj9 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec8 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik10 - 0
- 2010, Wrzesień15 - 0
- 2010, Sierpień1 - 0
Pętla Sławoszewska przez NRD i Macierzyństwo II
Sobota, 16 lutego 2013 | Komentarze 8
Przebyte 66.60 km, w czasie 03:53 h, średnio 17.15 km/h, maksymalnie 45.40 km/h, przy temp. 2.0 ºC |
Szczecin - Ostoja - Rajkowo - Warzymice - Będargowo - Warnik - Ladenthin - Schwennenz - Grambow - Neu Grambow - Gellin - Bismark - J. Obersee - Blankensee - Łęgi - Płochocin - Grzepnica - Sławoszewo - Głębokie - Szczecin
Na dzisiejszą wycieczkę zadeklarowało się wcześniej kilka osób, ale poranna podwyższona wilgotność powietrza spowodowała, że głównie płeć piękna postanowiła pozostać w domciu. Na starcie stawiło się pięciu śmiałków nie zrażonych pogodą. Żeby zmienić tło zdjęcia grupowego zaproponowałem spotkanie na Wyspie Miłości zamiast południowego skraju Jeziorka Słonecznego. Wycieczka przebiegała prawie według założonego planu, nie licząc kilku skrótów i skrótów tych skrótów, a zakończenie było mocno inne od zakładanego...
Czekając na przybycie uczestników wycieczki miałem czas na uwiecznienie otaczającej mnie przyrody
Marek pojawił się na rowerze prosto z fabryki, nie mogłem wiec się oprzeć, żeby nie uwiecznić tego dziewiczego stanu
Po odczekaniu ustawowych minut oczekiwania na spóźnialskich zdjęcie grupowe i ruszamy w drogę, od lewej Piotrek, Krzysiek, Jacek, Janusz, Marek.
W Będargowie dostaliśmy informację, że Peio zmierza naszym kursem, i będzie czekał w Schwennenz, w tle miejscowy Orlik
W Grambow Monter dostrzegł otwarte drzwi spichlerza i postanowił spenetrować budowlę
No to poszedłem pofocić, po piętnastu minutach chcieliśmy już wysyłać ekspedycję ratunkową, ale Krzysiek wrócił o własnych siłach.
Nad Jeziorkiem Obersee zrobiliśmy dłuższy popasik z degustacją zawartości termosów
I dalej skrótem z Blankensee szlakiem przemytników Kiszonej Kapusty na Wyspę Pucką, którym nie raz już jechaliśmy, a tu nagle taka przeszkoda dla przemytników na dużą skalę
No to zrobiliśmy pamiątkową fotkę (PS. Nie wiem co zobaczył Monter ;-)
Dostosowujemy się do najnowszego trendu prowadzenia rowerów na wycieczce
Kolejny skrót i kolejna przeszkoda
Janusz próbował brać bokiem
W Sławoszewie posililiśmy się w Restauracji Zjawa, zajadając zupki i chlebek z rewelacyjnym smalcem. Wychodząc dostrzegłem magnetofon szpulowy całkowicie niepodobny do ZK-140. Praktycznie to taki szpulowy Walkman ;-)
W zasadzie ze Sławoszewa mieliśmy już wracać przez las w stronę Głębokiego, kiedy Monter zadał pytanie: a może chcecie zobaczyć Pałać? I nie czekając na odpowiedź pognał gdzieś w prawo skos, a my z nim.
Okazało się, że to nie Pałac tylko Zamek, bo fosą był otoczon...
Chyba nikt nie żałował tego skrótu przez chaszcze, cały czas się zastanawialiśmy co to jest, kto to postawił i w jakim celu
Następnie kierunek Głębokie, omijając przeszkody
I podziwiając działalność bobrów. Widział ktoś bobra przy pracy na żywo?
Dotarliśmy do Czerwonego Szlaku, szlakiem do Głębokiego i przez Arkonkę do Parku Kasprowicza. A, na Arkonce opróżniamy jeszcze termosy z herbatki. I w zasadzie można powiedzieć, że założona wycieczka tutaj się skończyła. Postanowiłem podjechać więc po samochód, który zostawiłem pod Starą Komendą wczoraj na rowerowym pokazie slajdów zakończonym degustacją piwa. Po drodze spytałem Montera, czy nie wie, gdzie jest rzeźba Macierzyństwo, bo dzień wcześniej nie mogłem jej namierzyć na planie Złotego Szlaku w Szczecinie. No a że Krzyśkowi nie chciało się za dużo gadać, to postanowił mnie i Bronika po prostu tam doprowadzić. Po drodze mijamy prawie nowy biurowiec Oxygen
No to mamy Macierzyństwo II Anny Paszkiewicz
No a stąd już tylko rzut beretem do miejsca postoju rolników, którzy od dwóch miesięcy uprzykrzają życie mieszkańców Szczecina, protestując przeciw wszystkiemu. Myślałem, że rolnicy strasznie się poświęcają w tym proteście przebywając tak długo w spartańskich warunkach, ale okazuje się, że przyjeżdżają mercedesami tylko na czas przejazdu swoimi wypasionymi traktorami z klimatyzacją a potem wracają do ciepłego domciu. Dziwny to protest!
No a ponieważ jesteśmy tak blisko Wałów Chrobrego, to jeszcze parę fotek i jedziemy w kierunku Starej Komendy.
No i rzut oka na nowy twór wyłaniający się na Odrze i związany z The Tall Ships Races 2013
Baaardzo fajna wycieczka i przygotowanie do niedzielnego off-roadu w Dolinie Dolnej Odry.
Udział wzięli:
Pętelka prawie przez Hintersee
Sobota, 9 lutego 2013 | Komentarze 9
Przebyte 63.70 km, w czasie 03:04 h, średnio 20.77 km/h, maksymalnie 32.50 km/h, przy temp. 0.0 ºC |
Szczecin - Głębokie - Wołczkowo - Dobra - Buk - Blankensee - Pampow - J. Thursee - Glashütte - Hintersee - Dobieszczyn - Podbrzezie - Tanowo - Pilchowo - Głębokie - Szczecin
Jurek postanowił przetestować Garmina, o czym poinformował Misiacz na forum RS. Podobnie jak kilka innych osób postanowiłem pojechać i ewentualnie odłączyć się w Dobieszczynie. Niestety był to błąd w założeniach, bo trasa biegła w kierunku odwrotnym niż myślałem. No ale ponieważ z wpisu wynikało, że tempo ma być spokojne, postanowiłem więc spróbować swoich sił z drużyną koksowniczą. W trakcie jazdy okazało się, że spokojne tempo oscyluje wokół 25 km/h. No ale na szczęście asfalt czarny i jedzie się bezpiecznie. Ale tylko do czasu. Niemcy włączyły mikroklimat i przyprószyli świat śniegiem, jak to na luty przystało. Z Pampow do Glashütte jazda terenem po świeżutkim śniegu. Trochę ślisko. Ponieważ dalsza trasa miała być też mocno terenowa postanowiłem odłączyć się w Hintersee i pognałem w kierunku Dobieszczyna, cały czas starając się utrzymać "spokojne" tempo ;) i nawet mi się udawało, ale za to pozwoliłem sobie na dłuższy popasik na granicy.
Zbiórka na Głębokim, Jurek prezentuje najnowsze rozwiązania technologiczne dotyczące napędu
Jedyne grupowe zdjęcie udało się zrobić w Pampow, w zasadzie dzięki Misiaczowi, który postanowił zrobić zwrot przez lewe ramie w kierunku Szczecina. Inaczej koksownicy by nie stanęli. Po co tracić czas na pierdoły ;)
Jeziorko Thursee zimową porą
Na granicy zrobiłem dłuższy popasik, zastosowałem słynną dietę skoczków, czyli bułka + banan
Miałem też sposobność rozejrzeć się po okolicy. Okazuje się, że Niemcy w dalszym ciągu stosują przestarzałe metody utrzymania dróg posypują je solą, co jest wysoce szkodliwe dla natury. Zamiast brać przykład od nas, gdzie utrzymaniem dróg zajmuje się dodatnia temperatura, która i tak w końcu nadejdzie. Dziwne te Niemce jakieś ;-)
No albo weźmy taki znak na wjeździe do Niemiec mówiący o ograniczeniach prędkości - malizna
Nie to co nasz :-)
Ponieważ zostałem sam, postanowiłem jak Dżepetto wystrugać sobie przyjaciela na dalsza drogę, a że nie miałem scyzoryka, to użyłem śniegu ;)
Przed Tanowem rozpętała się potężna śnieżyca. Ciężkie jest życie rowerzysty okularnika w takich chwilach. Do Bartoszewa jechałem prawie po omacku. Na szczęście śnieżyca ustała, a od Pilchowa brak śniegu. Jak ktoś się nie ruszył ze Szczecina, to śniegu nie uświadczył.
Udział wzięli:
Megality w Hammelstall i powrót pełen wrażeń
Sobota, 2 lutego 2013 | Komentarze 10
Przebyte 87.30 km, w czasie 05:18 h, średnio 16.47 km/h, maksymalnie 41.20 km/h, przy temp. 2.0 ºC |
Szczecin - Przylep - Stobno - Stobno Małe - Bobolin - Schwennenz - Lebehn - Krackow - Battinsthal - Bagemühl - Grünberg - Trampe - Hammelstall - Brüssow - Wollschow - Menkin - Löcknitz - Bismark - Linken - Lubieszyn - Dołuje - Skarbimierzyce - Mierzyn - Szczecin
Cały tydzień sprawdzałem pogodę, żeby zaplanować jakiś fajny wypad na sobotę lub niedzielę. Gdy siedziałem w piątek wieczorem nad trasą i wpisem na RS, z problemu wybawił mnie Krzysiek [Monter], umieszczając propozycję wyjazdu do Hammelstall zobaczyć Megality. Jeszcze w piatek prognoza pogody była bardzo dobra, do 12:00 zachmurzenie, a później słoneczko. Niestety sobotni ranek przywitał nas deszczowo a prognoza mówiła, deszcz do 12:00 a później śnieg. Hmm, mało ciekawy początek. Nauczony jednak doświadczeniem o niesprawdzalności prognozy pogody postanowiłem pojechać. Na starcie stawiło się jeszcze pięciu niezrażonych pogodą, a szósty Ernir, podążał za nami, lub obok nas, i był w kontakcie telefonicznym z Monterem. W okolicach przejścia granicznego w Bobolinie deszcz ustał. Czekaliśmy dość długo na Ernira, i w końcu po konsultacji telefonicznej okazało się, że pojechał przez Warnik. Umówiliśmy się w Krackow, ale tam zamiast Ernira zastaliśmy Małgosię Rowerzystkę ;-). Ernir utknął gdzieś po drodze naprawiając rower, a my ruszyliśmy w siódemkę do celu podróży. Po drodze było trochę błotka, ziemia jest mocno nasiąknięta wodą po dopiero co stopionym śniegu, ale tragedii nie było.
Dziwne rzeczy zaczęły się dziać, gdy tylko zetknęliśmy się z Megalitami. Najpierw mój telefon pokazał, że ma 0% baterii i zaraz się wyłączy. Krzysiek chciał mnie poratować i użyczył swojej ładowarki. Niestety okazało się, że kabelek nie do końca pasuje, ale wetknięty lekko na siłę spowodował uszkodzenie gniazda w telefonie i samego kabelka, przez co Krzysiek nie mógł podładować swojego telefonu. Później po drodze jakoś uszły ze mnie siły i jechało się coraz trudniej. Krzysiek (no bo któż inny :-) zaproponował skrót z Menkin do Ramin. Po przejechaniu czterech kilometrów już prawie po ośki w błocie okazało się, że jakieś nieczyste siły "zniknęły" śluzę, po której mieliśmy się przedostać na drugą stronę kanału. Rad nie rad wróciliśmy prawie tą samą drogą do Menkin (prawie, bo była za łatwa i miała za mało błota ;-) Przypomniało mi się, dlaczego był skrót: żeby nie jechać główną drogą z Löcknitz do Szczecina razem a samochodami. W Löcknitz Małgosia wykonała telefon do Przyjaciela z prośbą o holowanie do domciu, a my pognaliśmy do Szczecina razem z samochodami.
Myślałem, że to koniec przygód, ale nic z tych rzeczy. Przed Bismarkiem złapałem gumę. No cóż, zdarza się, ale czemu po ciemku i przy padającym śniegu. Udało mi się jeszcze zatrzymać Pandiego, bo reszta ekipy dała mocniej w pedały. Z wielkimi trudnościami udało mi się zdjąć oponę. Nauczony przez Jarka Gadzika, zlokalizowałem dziurę w dętce i przejrzałem oponę w tych okolicach, czy nie ma sprawcy uszkodzenia. Wydawało się, że nie ma. Po wymianie dętki ruszyliśmy z Pandim do Bismarku, gdzie czekała reszta ekipy. Przy okazji okazało się, że w ciemności zginęły gdzieś łyżki do opon. Daleko nie zajechałem. Zaraz przed Linken okazało się, że znowu mam kapcia. Ale nie miałem ochoty na szukanie po omacku uszkodzenia. Po dopompowaniu przez Yogiego koła (bo moja pompka się w tym momencie ułamała) dojechałem do Orlenu w Lubieszynie. Tam pompowanie do 6 barów i jazda w gaz. Dojeżdżamy do Skarbimierzyc, pompowanie i jazda. Następny przystanek Kościół W Mierzynie i Orlen. Kolejne pompowanie w miejscu startu wycieczki nad Jeziorkiem Słonecznym. Yogi zaoferował swoją pomoc i odprowadzenie mnie do domu, ale w pewnym momencie pompowanie starczało na 200 metrów. Podziękowałem serdecznie Tomkowi za pomoc, i ruszyłem w ostatnie 1200 metrów prowadząc rower.
Po przyjeździe okazało się, że bateria w telefonie pokazuje 35%. No i niech ktoś powie, że te Megality nie mają mocy!
Przejście w Bobolinie. Uważny widz dostrzeże koniki ;-)
Popas czekając na Ernira
W Battinsthal mieszka miłośnik Fernsehturm w Berlinie...
... i broni dalekiego zasięgu.
Przemysł z czasów DDR popada w ruinę
Wiaterek zrobił się mocno wmordewind
Krótka narada nad trasą
Dokładnie na środku tego zdjęcia jest rękaw pokazujący siłę i kierunek wiatru, my jedziemy w lewo.
Kościółek w Bagemühl
A za kościółkiem magnes na wiernych ;-)
Już coraz bliżej celu, ale śliskie liście uniemożliwiają podjazd
Nawet Bronik na kolcowanych oponach odpuszcza
I w końcu jest, sprawca moich nieszczęść ;-)
Dlaczego każdy patrzy w inną stronę? Tak to jest jak robi się zdjęcia z samowyzwalaczem z trzech aparatów i z różnych miejsc.
Nieudany skrócik z Menkin do Ramin
Zdjęcie by Małgosia Rowerzystka
Tomek nie boi się ubrudzić, gdy jest okazja zrobić fajne zdjęcie...
... Małgosi brnącej przez błota
Sezon wycieczkowy uważam za otwarty. Z przygodami ale w doborowym towarzystwie. Do następnego ;-)
Udział wzięli:
Styczniowa Masa Krytyczna
Piątek, 25 stycznia 2013 | Komentarze 2
Przebyte 12.57 km, w czasie 00:58 h, średnio 13.00 km/h, maksymalnie 26.50 km/h, przy temp. -6.0 ºC |
Zimno. Temperatura poniżej -6 stopni Celsiusza. To była, w moim odczuciu, trochę inna Masa. Sposób działania Policji mnie zaskoczył. Chyba miał na to wpływ protest rolników. Policja była wszędzie. Zabezpieczenie przejazdu rowerzystów było perfekcyjne. Na każdym skrzyżowaniu ruch był zablokowany przez radiowóz, a na wszystkich przejściach dla pieszych stali Policjanci i opierniczali pieszych, którzy próbowali przechodzić podczas przejazdu Masy.
Z drugiej strony zastanawiam się, czy cała ta Masa ma jeszcze sens. Kierowcy i piesi się denerwują. Jedynie ma Masie Mikołajkowej ludzie reagowali bardzo pozytywnie. Powiedzcie, co o tym myślicie.
Udział wzięli:
Przygotowanie Do Zakończenia Sezonu A.D. 2012
Niedziela, 30 grudnia 2012 | Komentarze 8
Przebyte 59.60 km, w czasie 03:26 h, średnio 17.36 km/h, maksymalnie 41.00 km/h, przy temp. 7.0 ºC |
Szczecin - Przylep - Stobno - Bobolin - Schwennenz - Grambow - Ramin - Schmagerow - Blankensee - Łęgi - Dobra- Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Głębokie - Szczecin
Ponieważ pogoda na niedzielę zapowiadała się całkiem fajnie, postanowiłem zorganizować jakąś wycieczkę w większym gronie. Wrzuciłem więc informacje na forum RS, które niestety z jakiś nieznanych mi powodów umarło w sobotę wieczorem i niedzielę rano. Dlatego byłem mocno zdumiony, gdy na miejscu zbiorki pojawiło się 16 osób. Po odczekaniu 15 minut na spóźnialskich ruszyliśmy kawalkadą w stronę przejścia w Bobolinie, gdzie czekała na nas Tunia.
Marek musiał trzymać rowery i zasłonił Anię i Beatę
Pierwszy popasik na przejściu granicznym Bobolin - Schwennenz
Nie wiedziałem do tej pory, że Tunia i Ania to takie psiapsiółki :-)
Wytęż wzrok, i znajdź jeden szczegół, który różni dzisiejszy wygląd kościoła od codziennego. (Nie dotyczy uczestników wycieczki)
Małe zamieszanie na skrzyżowaniu, w którą stronę jechać?
Popas został wyznaczony nad Jeziorem Obersee, ferajna gna na kanapki i ciepłą herbatkę
I nagle, zgodnie z prognozą norweską pojawia się przepiękne słoneczko
Ania przygotowała dla wszystkich smalec własnej roboty. Chlebek i ogóreczki dopełniły dzieła. PYSZOTKA!!!
Tomek odważył się wejść na lód...
...po chwili dołączył do niego Piotrek
A Tunia została wciągnięta na siłę, mimo oporów ;-)
Ale do zdjęcia pozowała już bez problemu
Beata z Tunią tańczą jakiś dziwny taniec
Miało być wspólne zdjęcie, ale wyszło coś innego
Tunia odpoczywa po intensywnej jeździe
Miała być zupka w Zjawie w Sławoszewie, ale knajpka była nieczynna, i wylądowaliśmy w Uroczysku w Bartoszewie.
Ostatnie zdjęcie i ruszamy w stronę Szczecina
W Pilchowie pożegnaliśmy się z Siwobrodym i nagle ni z gruchy ni z piertuchy zaczął padać deszcz. Mocno uciążliwy nie był, ale jakiś taki dziwny z chmury nad nami, bo nad Głębokim świeciło słoneczko.
Myślę, że dosyć solidnie przygotowaliśmy się do zakończenia sezonu. Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas. Na zakończenie krótki filmik z wycieczki po lodzie. Niestety lód wytrzymał i nie będę miał zwiększonego licznika odwiedzin na Youtube. Pewnie Tunia, Yogi i Bronik są z tego faktu zadowoleni, bo wracali w suchych butach ;-)))
Udział wzięli:
Pętelka przez Hintersee pod okiem trenera Gadzika
Środa, 26 grudnia 2012 | Komentarze 8
Przebyte 71.20 km, w czasie 03:13 h, średnio 22.13 km/h, maksymalnie 41.60 km/h, przy temp. 7.0 ºC |
W odpowiedzi na wpis Jarka [Gadzika] na forum RS stawiłem się o godzinie 10:00 na Głębokim. Po odczekaniu kilku minut na ewentualnych spóźnionych ruszyliśmy w sześcioosobowej grupie w kierunku Dobrej. Chłopaki od początku narzucili niezłe tempo, nawet miałem ochotę odpuścić sobie dalszą wspólną podróż, ale trener Jarek potrafi zmotywować ;-). Jako, że we wpisie było wyraźnie napisane: jazda dla jazdy, to wiedziałem, że nie mam szans na robienie zdjęć na trasie. W większości drogi były czarne i mokre. Po stronie niemieckiej ścieżki rowerowe elegancko odśnieżone, w stanie takim jak jezdnie. A u nas DDR z Tanowa do Pilchowa totalnie nieprzejezdna, ze zwałami śniegu odgarniętego z jezdni. Od Pilchowa do Głębokiego i wzdłuż Wojska Polskiego droga przejezdna.
W drodze z Dobieszczyna rozpocząłem 6 tysiąc w tym roku. Jeszcze na początku grudnia zastanawiałem się, czy uda mi się dokręcić 200 km do 6000 w tym roku. Teraz na długie zimowe wieczory zostaje tylko opisać brakujące 800 km na BS.
Inaczej niż zwykle grupowa fotka na prawie koniec wycieczki.
Poświąteczny plan wykonany, 2644 kCal spalone, chociaż trochę zaniżałem chłopakom średnią.
Udział wzięli:
Masa Grudniowa - Mikołajkowa
Piątek, 21 grudnia 2012 | Komentarze 2
Przebyte 13.60 km, w czasie 01:01 h, średnio 13.38 km/h, maksymalnie 32.00 km/h, przy temp. -5.0 ºC |
Pierwszy raz wziąłem udział w Masie Mikołajkowej i muszę przyznać, ze wrażenia są przednie. Kierowcy i przechodnie w wielką radością pozdrawiali kawalkadę Mikołajów i jednego sympatycznego Reniferka a w zasadzie Reniferkę. Poniżej kilka fotek.
Udział wzięli:
W poszukiwaniu Jeziora Piaszynko - rozpoczęcie sezonu śniegowego
Sobota, 8 grudnia 2012 | Komentarze 12
Przebyte 55.60 km, w czasie 03:35 h, średnio 15.52 km/h, maksymalnie 28.60 km/h, przy temp. -5.0 ºC |
W odpowiedzi na zaproszenie Krzyśka [Montera] na forum RS stawiłem się o godzinie dziesiątej nad Jeziorem Głębokim. Celem była wycieczka w kierunku Tanowa z doskonaleniem jazdy na śniegu oraz sprawdzenie przy ujemnych temperaturach nowych nabytków rowerowych : ochraniaczy na buty i rękawiczek. W trakcie wycieczki skrystalizował się dokładniejszy plan podróży, gdyż Monter postanowił przeciągnąć nas swoim zwyczajem przez skróty i znaleźć Jezioro Piaszynko. Na szczęście ziemia jest zmrożona i nie musieliśmy walczyć z piaskiem, zamiast tego mieliśmy walkę z utrzymaniem się w zamarzniętych koleinach.
Tradycyjnie na początku grupowe zdjęcie, od lewej Yogi, Jaszek, Kubaros, Monter i Ania von Zan.
Za Tanowem Yogi zarządził pierwszy popas na środku drogi. Mieliśmy okazje przekonać się na własne buty, po jak śliskiej drodze się poruszamy. Taka praktyka przydałaby się co niektórym kierowcom, poruszającym się w tych warunkach z prędkościami powyżej 100 km/h.
Ania postanowiła wrócić do Szczecina i odtańczyła taniec słońca, żeby rozpuściło trochę lodu i śniegu na drodze
Ale chyba słabo się starała, bo dostała tylko piaskarkę :-)
Ania pojechała do Szczecina, a do nas dołączył Dornfeld testujący nową oponę z kolcami - Schwalbe Marathon Winter. Daleko nie ujechaliśmy, po paru kilometrach popasik i wykorzystanie słoneczka do zrobienia fotek.
A potem dyskusja o skuteczności lub nie skuteczności stosowanych zabezpieczeń przed zimnem
No i stało się. Ubiegłej zimy udało mi się uniknąć upadku a dzisiaj pierwszy wyjazd na śniegu i bęc. Chłopaki patrzą na mnie z przerażeniem w oczach i nie bardzo wiedzą co robić. Musiałem krzyknąć i przywołać Yogiego do porządku: no co tak stoisz, rób zdjęcia, nie będę tak leżał i marzł na śniegu ;-). Dwa razy nie trzeba było Tomkowi powtarzać. Wszystkie zdjęcia poniżej na których ja występuję są autorstwa Tomka - Yogiego ze Studio na Tandemie. Wielkie Dzięki!
I tak sobie jechaliśmy podziwiając piękno przyrody...
dopóki w głowie Montera nie urodził się pomysł na odnalezienie Jeziora Piaszynko, używając, a jakże, skrótów.
Ale nie wszystko poszło po jego myśli:
Korzystając z okazji mogłem napić się ciepłej herbatki
Po późniejszej analizie trasy, okazało się, że byliśmy całkiem blisko. Patrzyliśmy nawet w dobrą stronę, ale ktoś stwierdził, że przecież sosenka nie może rosnąc na środku jeziora ;-) [klik]
Tomek nie szczędził trudu, żeby zrobić dobre ujecie
Po powrocie rowerek trzeba było troszkę odśnieżyć, żeby w garażu nie było kałuży.
Na koniec bardzo krótki filmik z doskonalenia jazdy na śniegu.
Mam nadzieje, że zaliczona gleba nie będzie się za często powtarzać. Nabrałem szacunku dla lodu. Myślę też o oponach z kolcami. Dziękuję kompanom za miłe towarzystwo.
Udział wzięli:
Zabłyśnij na drodze czyli Świetlana Masa Krytyczna
Piątek, 30 listopada 2012 | Komentarze 9
Przebyte 13.30 km, w czasie 00:57 h, średnio 14.00 km/h, maksymalnie 31.50 km/h, przy temp. 2.0 ºC |
Szczecin - Szczecin
Pogoda poprawiła się na tyle, że nie miałem problemu z wybraniem się na Masę. Deszcz padający od paru dni postanowił nękać ludzi w innej części globu i wrogiem dzisiaj była tylko temperatura dążąca do zera. Zabrałem z pracy zgromadzone przez miesiąc nakrętki i udałem się na Plac Lotników. Na miejscu znajomi rowerzyści złożyli mi kondolencje w związku ze zmiana HR max na 175 i po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w obstawie Policji w miasto. Rowerzyści wzięli sobie do serca przesłanie dzisiejszej Masy i nie zauważyłem nikogo bez oświetlenia, czego nie mogę powiedzieć o rowerzystach mijanych w drodze na miejsce zbiórki. Kilka lekko poruszonych fotek poniżej.
Udział wzięli:
Na zupe dyniową skrótem przez magalityczne grobowce koło Wollschow
Sobota, 24 listopada 2012 | Komentarze 9
Przebyte 84.70 km, w czasie 04:46 h, średnio 17.77 km/h, maksymalnie 46.10 km/h, przy temp. 5.0 ºC |
Szczecin - Przylep - Stobno - Stobno Małe - Bobolin - Schwennenz - Lebehn - Krackow - Battinsthal - Wollin - Bagemühl - Wollschow - Menkin - Löcknitz - Plöwen - Blankensee - Łęgi - Płochocin - Grzepnica - Sławoszewo - Bartoszewo - Pilchowo - Głębokie - Szczecin
Dzisiaj nie musiałem się zastanawiać w jakim kierunku pojechać. Dostałem informację, że spotykamy się o 10:00 przy Jeziorku Słonecznym i gdzieś jedziemy. Do połowy wycieczki nawet nie wiedziałem dokąd. Powoli wszystko zaczęło się rozjaśniać. Pierwszy cel wycieczki to megalityczne grobowce koło Wollschow, a kolejny to zupa dyniowa w Gospodzie "Zjawa" w Sławoszewie. Była jakaś dyskusja o procentowej wielkości Monterowych skrótów, ale nie bardzo mi one przeszkadzają, a wręcz je lubię, wiec nie zabierałem głosu.
Po przybyciu na miejsce zbiórki zastałem taki fajny, typowo polski obrazek, jeden pracuje - a reszta się przygląda ;-))) No dobra, Małgosia coś tam pomaga
Po regulacji rowerów ruszyliśmy w fajnym tempie 20km/h w kierunku granicy
Towarzystwo chyba nie zjadło śniadanka w domu, bo co rusz stawaliśmy na popasik, raz w miejscach do tego przeznaczonych
A raz w nagłym ataku głodu na środku drogi rowerowej
Kolejny w Krackow, pod Muzeum Motoryzacji, zdjęcia u Misiacza ;-)
I tak a przemian jadąc i jedząc, jedząc i jadąc podążaliśmy nieśpiesznie do pierwszego celu
W drodze do Bagemühl postanowiłem uwiecznić materiał na dzisiejszą zupkę
No dobra, czas na przerwę, bo dawno nic nie jedliśmy. Przy okazji omówimy ile % skrótów mamy już na sobą ;-)
Jak się już wie, że cel wycieczki to Gräberfeld, to trzeba przyznać, że oznakowanie jest w doskonałym stanie
No i dotarliśmy
Czyżby Pawła coś przestraszyło?
Po zrobieniu zdjęć grobowców
Postanowiliśmy pobrać trochę energii oddziałującej w tym miejscu. Jak widać można to robić na co najmniej trzy sposoby ;-)
Przez te grobowce miałem po powrocie trochę roboty z nadrobieniem zaległości w wiedzy na ten temat. No bo co to tak na prawdę oznacza megalityczny grobowiec? Poprosiłem więc wujka G oraz Wikipedię o pomoc.
No to zaczynamy:
Megalit (wielki kamień z gr. μέγας «megas» - wielki, λίθος «lithos» - kamień) – duży, nieobrobiony lub częściowo obrobiony kamień stanowiący samodzielną budowlę lub element większej budowli z takich kamieni (wykonanej bez użycia zaprawy), o charakterze kultowym, grobowym lub (prawdopodobnie) związanymi z obserwacjami astronomicznymi, wzniesiony w czasach prehistorycznych. Za Wikipedią
I dalej w Wikipedii: Budowle Megalityczne (Menhiry, dolmeny i kromlechy)
Wujek Google mówi o tym konkretnym miejscu po niemiecku: Großsteingrab "Wollschow 3", Wollschow bei Prenzlau
I pokazuje, ile jeszcze mamy tego do odwiedzenia w okolicy Megalithgräber und Menhire in Brandenburg
Przepełnieni energią pognaliśmy w kierunku Löcknitz, gdzie okazało się, że Krzysiek posiadł zdolność rozumienia języka Goethego
No a wiadomo, że po takim kilku kilometrowym odcinku trzeba zrobić przerwę na posiłek ;-)
W Plöwen okazało się, że pomysłodawca wypadu na zupę dyniową do Sławoszewa nabył drogą kupna w Löcknitz zupę cebulową w proszku, i postanowił ją czym prędzej przetestować razem z małżonką.
Rad nie rad ruszyliśmy w czwórkę do celu. Jedyny plus, że teraz mogliśmy zapomnieć o limicie % skrótów i korzystać z nich do woli. Najpierw z Plöwen do Jeziora Obersee, a później z Łęg do Płochocina. I jak zmierzyłem na mapie, były to prawdziwe "skróty" a nie tylko jazda po błocie. Pierwszy 4.8 km zamiast 5.8, a drugi 3.6 km zamiast 6 km. A co najistotniejsze, nie znał mój nauczyciel, Mistrz skrótów: Krzysiek Monter ;-)
No i koniec wieńczy dzieło, jest upragniona zupa dyniowa. Na początek zostaliśmy poczęstowani bardzo smacznym smalcem własnej produkcji do którego został podany wyśmienity chleb, też produkcji własnej. Po 10 minutach oczekiwania na zamówione zupki podszedł do nas zakłopotany z lekka obsługujący nas Pan. Ocho, to nie wróży nic dobrego! Na szczęście okazało się, że Pan spytał nas, czy jesteśmy w stanie poczekać jeszcze 15 minut, bo przeliczyli się z ilością zupki i na tyle porcji nie wystarczy, ale są w stanie szybciutko dorobić brakująca porcję. Przekupieni dodatkową porcją chlebka do smalcu nie protestowaliśmy.
Na koniec podeszła do nas miła Pani, zapytać jak nam smakowała zupka. Odpowiedzieliśmy szczerze, że była przepyszna. A na moje pytanie jak można tak szybko przygotować dodatkową porcje pokazała nam produkt, z którego ten smakołyk powstał. Mniam. Jak ktoś nabrał ochoty za dyniową, to niech się pośpieszy do Sławoszewa, bo na stan z soboty zostały jeszcze 4 dynie do wykorzystania. Niestety przepisu Pani zdradzić nie chciała.
Na zakończenie wycieczki musiałem jeszcze odwiedzić sklep z piwami, bo Benasek w swojej ostatniej opowieści narobił mi smaku na Piwo Grodziskie.
Co prawda nie oryginalne, ale zawsze ;-)
To był wyjątkowo edukacyjny wypad!
Udział wzięli: